Był taki okres w moim życiu, kiedy zastanawiałam się, czemu na polskim rynku wydawniczym pojawia się tak mało humorystycznej fantastyki? Kupowałam wówczas wszystko, co sugerowało chociaż minimum dowcipu w fabule, zrzucając brak stosownych tytułów na nasze narodowe ponuractwo i krzywdzący stereotyp, że wielka literatura musi być literaturą poważną, traktującą przynajmniej o trzech rodowych traumach. Dziś widzę, że był to pogląd dość mylny, a w najlepszym razie niepełny. Bo o ile “poczucie tragedii” wśród czytelników można uznać za mniej więcej uniwersalne, o tyle poczucie humoru bardziej nas dzieli niż łączy. Innymi słowy śmiesznym nie jest to...